W wyniku postępowania antymonopolowego w USA, które rozpoczęło się w 2023 roku, ujawniono informacje, o których dotąd w środowisku SEO jedynie spekulowano. Na początku 2024 roku sytuacja dodatkowo nabrała tempa za sprawą wycieku dokumentacji technicznej Google. Najważniejszym odkryciem było potwierdzenie, że Google faktycznie wykorzystuje sygnały od użytkowników. To pokazuje, jak istotną rolę odgrywamy jako element jego ekosystemu.
Na początek naszych rozważań przyjmijmy ostrożnie, że sama branża nieruchomości w Polsce generuje ok. 300 - 400 tysięcy odwiedzin z wyszukiwarki Google dziennie. Są to na przykład agenci nieruchomości, deweloperzy, klienci kupujący i sprzedający. Stanowi to dość znaczącą bazę danych do uczenia się algorytmu.
Grupa wyszukujących składa się z:
Od 70 do 80% szukających korzysta z urządzeń mobilnych, z czego ok. 70% korzysta z systemu Android, również należącego do Google.
Lider wyszukiwania ma więc dostęp do ogromnej puli danych. Czy z tych danych korzysta? Można jedynie spekulować. To, co jednak już wiemy, to fakt, że od lat śledzi i porządkuje wyniki wyszukiwania na podstawie naszych interakcji.
Wyszukiwarka Google zbiera dane z 13 miesięcy, ale już na podstawie informacji z krótszych przedziałów czasowych podejmuje decyzje o zmianach w wynikach wyszukiwania.
Z wycieku dokumentacji i z kontekstu protokołu postępowania przeciwko Google dowiadujemy się o istnieniu bardzo ciekawych metryk, takich jak:
Co ciekawe, system działa niezależnie od typu urządzenia, dlatego też na laptopie i telefonie często widzimy inne wyniki wyszukiwania.
Dokumentacja Google wskazuje, że istnieją również metryki wskazujące na ocenę użytkowników np.:
W rynekpierwotny.pl nie manipulujemy wynikami wyszukiwania, natomiast w branży SEO słyszy się głosy wskazujące na to, że niektórym udało się w ten sposób osiągnąć znaczące wyniki, jednak nie były one trwałe. Zaraz po zaprzestaniu sztucznego „podbijania” interakcji ze swoją stroną w Google, wyniki wracały do wcześniejszego poziomu.
W tym miejscu można sobie zadać pytanie, czy w takim razie SEO jest w ogóle jeszcze potrzebne, skoro Google potrafi oceniać interakcje użytkowników i lepiej dobierać strony do ich oczekiwań.
Odpowiedź brzmi: tak! System oparty o zachowania użytkowników (Navboost) jest jednym z końcowych, więc potrzebuje jakiegoś punktu wyjściowego. Tym punktem wyjścia nadal są wcześniejsze systemy, gdzie z tysięcy stron o tematyce np. nieruchomości, na ścieżce użytkownika od zakupu przez formalności po wykończenie, Google ogranicza wyniki do tzw. „Green Ring”. Green Ring zawiera 1 000 wyników najlepiej pasujących według systemów klasyfikujących, które są najefektywniejsze również kosztowo.
W kolejnym kroku wyniki wyszukiwania są ograniczane do 300 za pomocą tzw. „Twiddlerów” – specjalnych wtyczek przypisanych do określonych typów wyszukiwań, na przykład w kategorii nieruchomości (Real Estate). Twiddlery mogą modyfikować ranking stron, niezależnie podnosząc lub obniżając ich pozycję. W efekcie mogą one sprawić, że określone strony nie pojawią się na pierwszej stronie wyników, a nawet całkowicie znikną z wyszukiwań dla danej kategorii lub w ogóle. Dopiero na kolejnym etapie działa algorytm rankingowy Navboost.
Te wcześniejsze kroki są niezbędne największej wyszukiwarce na świecie, ponieważ nawet Google musi zwracać uwagę na koszty. Najpierw zawęża wyniki prostszymi i tańszymi systemami, zanim wykorzysta najlepsze, a jednocześnie droższe metody selekcji, do wyboru finalnych wyników wyszukiwania.
W 2015 roku doszło do awarii na portalu dużego operatora telefonii komórkowej, która uniemożliwiła użytkownikom doładowywanie kart prepaid. Na problemie skorzystała konkurencja – mniejszy serwis, który oferował tę samą funkcję. W wynikach wyszukiwania, gdzie wcześniej pięć pierwszych miejsc zajmował wspomniany operator, mniejszy konkurent awansował na trzecią pozycję, przejmując większość transakcji w tym czasie. Po naprawieniu usterki ranking wrócił do pierwotnego układu.
Ciekawym przykładem jest również portal rynekpierwotny.pl. Mimo działania jedynie w kategorii nowych mieszkań zajmuje topowe pozycje dla ogólnych haseł jak „mieszkania Warszawa”. Jednocześnie wyświetla się pośród portali z ofertą rynku wtórnego na hasła „mieszkania na sprzedaż Warszawa”. Możliwe jest to po części dzięki skutecznemu realizowaniu celów osób szukających (szeroka oferta w jednym miejscu, intuicyjna mapa, czytelne listingi inwestycji) i dostarczaniu im lepszych jakościowo rozwiązań niż konkurencja.
Mantra Google „zadbaj o swoich użytkowników” nabiera coraz większego znaczenia. Należy przy tym pamiętać, że możliwości zaspokojenia potrzeb użytkowników wyszukiwarki Google uzależnione są od naszych produktów lub usług. Narzucają one pewne ograniczenia. W przypadku banków może być to ograniczenie w porównywaniu ofert rynkowych z innymi bankami w walce o ranking na zapytania o „ranking kredytów hipotecznych”. Sytuacje pozornie bez wyjścia mogą być rozwiązane przez kooperację. Dla przykładu w trakcie mojej kariery zawodowej miałem przyjemność pracować z marką z branży FMCG, która wchodząc we współpracę z trzema największymi sklepami, poprawiła ekspozycję swoich produktów w polskich wynikach wyszukiwaniach Google.