Branded Residences, czyli nieruchomości tworzone przez deweloperów we współpracy z najsławniejszymi markami świata, stają się z roku na rok coraz bardziej popularne. Nabywcy markowych rezydencji są skłonni zapłacić za nie cenę nawet do 35 proc. wyższą w porównaniu z nieruchomościami „niemarkowymi” – wynika z najnowszego raportu Knight Frank. Inwestorzy doceniają luksusowe usługi i udogodnienia oraz prestiż i wysoki potencjał zysku z nieruchomości sygnowanych sławnym logo.
Branded Residences to projekty, które powstają przy współpracy deweloperów z najbardziej znanymi, luksusowymi markami na świecie. Nabywcy takich mieszkań i domów są zazwyczaj skłonni zapłacić za nie cenę o 25 do 35 proc. wyższą w porównaniu z nieruchomością „niemarkową” – wynika z „Raportu dotyczącego markowych rezydencji” przeprowadzonego przez ekspertów Knight Frank. Oferowane usługi i udogodnienia to główne powody zakupu markowej rezydencji, ale równie ważny jest wysoki potencjał zysków z inwestycji, utrzymanie i zarządzanie, tożsamość znanego logo oraz możliwość inteligentnego zarządzania lokalem.
Pierwsza rezydencja w tym segmencie powstała w 1927 w Nowym Jorku w hotelu Sherry-Netherland. Mimo że od tamtej pory na świecie powstało wiele nieruchomości sygnowanych znanymi logotypami, to prawdziwy rozkwit popularności Branded Residences na świecie i w Europie, a zwłaszcza w Hiszpanii, trwa właśnie teraz. Apartamenty i domy sygnowane znanym logo cieszą się dużym zainteresowaniem, zwłaszcza wśród fanów mody, motoryzacji i wysokiego poziomu usług. Kupujących przyciąga nie tylko prestiż związany z elitarnymi firmami, ale też lojalność wobec konkretnej marki. Sygnowane znanym logo rezydencje wiążą się z określonym statusem i stylem życia, dają gwarancję rosnącej ceny nieruchomości, a same projekty deweloperskie reklamują nienaganną obsługę, co jest szczególnie ważne dla inwestorów poszukujących adresu premium. Co ciekawe, Branded Residences nadal nie są zbyt popularne wśród Polaków, którzy są praktyczną nacją i nie są skłonni płacić kilkadziesiąt procent więcej tylko za logo Dolce Gabbana, Versace czy Karla Lagerfelda na budynku.
Marbella nigdy nie stroniła od blasku reflektorów, a tę lokalizację na miejsce wypoczynku czy zakup nieruchomości od lat wybierają najbogatsi i najbardziej znani ludzie na świecie. Popularne w ostatnich latach Branded Residences wyznaczają jednak nową erę luksusu na Costa del Sol. Rosnący popyt na nieruchomości sygnowane przez wysokiej klasy firmy modowe, motoryzacyjne czy jubilerskie potwierdza ich liczba. Najwięcej tego typu projektów znajdziemy w Marbelli i okolicach. Coraz więcej najlepszych, uznanych marek chce podążać śladami Fendi Casa, Karl Lagerfeld, Versace, Elie Saab, Dolce Gabbana czy Lamborghini i decyduje się na użyczenie projektowi deweloperskiemu swojej nazwy. Niektóre firmy we współpracy z deweloperami proponują dodatkowe usługi i udogodnienia, na przykład obsługę konsjerża. Inne określają jedynie styl projektu, który zamierzają sygnować swoim sławnym logo.
Nieruchomości z segmentu Branded Residences oferują potrójny zysk: dla marki, dewelopera oraz właściciela. Luksusowa marka, która udziela brandingu, korzysta z widoczności i większego prestiżu, deweloper sprzedaje lokale po wyższych cenach, a nabywcy mogą osiągać większe zyski w przypadku odsprzedaży lub najmu prestiżowego apartamentu. W wielu przypadkach lojalność wobec marki daje właścicielom szereg korzyści: najwyższej klasy usługi oraz wyjątkową ofertę udogodnień. Kupujący twierdzą również, że Branded Residences zapewniają im poczucie bezpieczeństwa i ważny dla nich prestiż. Chętnie więc wybierają słynne ośrodki mieszkaniowe premium, takie właśnie jak Marbella, która oferuje szeroki wybór nieruchomości i pozwala poczuć emocje związane z przebywaniem w centrum luksusowego życia.
Mimo że polscy inwestorzy nie mają przekonania do tzw. Branded Residences, chętnie decydują się na kupno różnego typu nieruchomości w Hiszpanii. Zainteresowanie Polaków zakupem mieszkań i domów w tym kraju rośnie nieprzerwanie od pięciu lat i nic nie wskazuje na odwrócenie tego trendu. Tylko w zeszłym roku nasi rodacy kupili w Hiszpanii ponad 4,2 tys. nieruchomości – wynika z danych rejestru Registradores de España. Wielu kupujących decyduje się na apartamenty z rynku pierwotnego, który w ostatnich latach mocno się rozwija. Deweloperzy wprowadzają na rynek nowe projekty, budują kolejne fazy tych już rozpoczętych i… podnoszą ceny. Co ciekawe, mimo dużego wyboru i rosnących cen, projekty położone w dobrych lokalizacjach i gwarantujące widok na morze, sprzedają się bardzo szybko. Zazwyczaj zanim deweloper uzyska pozwolenie na budowę ma już klientów na 30 – 40 proc. projektu i podpisane z nimi umowy rezerwacji.
Jak to się odbywa? Deweloper składa wniosek do urzędu miasta o pozwolenie na budowę i do banku o finansowanie projektu. Bank, zanim podpisze umowę kredytową, chce mieć pewność, że projekt jest atrakcyjny dla potencjalnych kupujących. Deweloper stawia więc na działce biuro sprzedaży, zatrudnia ludzi, przygotowuje wizualizacje, plany, makiety i rozpoczyna sprzedaż. Kiedy deweloper zbierze chętnych na 30 – 40 proc. projektu, zgłasza się do banku, podpisuje umowę i otrzymuje finansowanie. Wtedy ma już najczęściej pozwolenie na budowę, więc rusza z realizacją projektu. I to jest moment, kiedy informuje swoich klientów, że jest gotów do podpisania umów deweloperskich, które zawierają między innymi konkretną datę oddania projektu do użytkowania. Klient wpłaca wtedy zwykle około 30 proc. ceny nieruchomości i ta wpłata ma formę zadatku. Pieniądze klienta chroni hiszpańska ustawa deweloperska. Każda wpłata kupującego wpływa na konto powiernicze, a on otrzymuje tzw. „aval bancario”. Jest to dokument wystawiany przez bank i firmę ubezpieczeniową gwarantujący klientowi zwrot pełnej kwoty, jeśli deweloper z jakiegoś powodu nie wywiąże się z umowy, czyli nie wybuduje opisanej w umowie nieruchomości. Takie rozwiązanie chroni pieniądze klienta, a deweloper otrzymuje odpowiednie finansowanie, bo bank na bieżąco monitoruje poziom sprzedaży.
Proces kupna nieruchomości na rynku pierwotnym w Hiszpanii przebiega podobnie jak w Polsce. Dokumenty są oczywiście w języku hiszpańskim. Deweloperzy czasem oferują tłumaczenia umów na język angielski albo klienci robią tłumaczenia we własnym zakresie, ale i tak każdy dokument dla jego ważności musi być podpisany w wersji hiszpańskiej. Umowy deweloperskie w Hiszpanii nie muszą być podpisywane przed notariuszem, notariusz poświadcza natomiast akt przekazania własności, czyli końcową umowę zamykającą proces. W procesie kupna nieruchomości warto mieć u boku prawnika, który będzie czuwał nad bezpieczeństwem transakcji aż do odbioru kluczy do mieszkania. Warto wiedzieć, że kupując mieszkanie w hiszpańskim stanie deweloperskim odbiera się je wykończone pod klucz, praktycznie gotowe do wprowadzenia się.